środa, 26 sierpnia 2015

Słów kilka o in vitro cz.1

Dzisiejszy temat dość kontrowersyjny!

Jakby nie patrzył!

Ustawa weszła/wyszła? Troszkę się gubię. Aczkolwiek chciałabym wam przybliżyć trochę temat in vitro czyli inaczej zapłodnienia pozaustrojowego. Na zakończenie oczywiście nie powstrzymam się od komentarza, ale nikt z nim nie musi się zgadzać ;) Post zostanie podzielony na dwie części, ze względu na to, że chcę przedstawić troszkę więcej informacji niż suche fakty.

Zaczynajmy bo czas goni ;)

Pewnego czasu natknęłam się na wywiad z profesorem Stanisławem Cebratem i bardzo mi się spodobał. Do tego stopnia, że zakupiłam jego książkę - "Człowiek przejrzysty czyli jego problemy z własną genetyką". Wywiad możecie przeczytać tutaj
źródło: http://8.s.dziennik.pl/pliki/6453000/6453022-in-vitro-643-385.jpg


Zacznijmy od tego, że in vitro nie jest wcale takie młode jak mogłoby się wydawać. Pierwszym organizmem a dokładniej zwierzęciem, które urodziło się metodą in vitro były króliki i badania te przeprowadzono w połowie lat pięćdziesiątych XX wieku. Później przeprowadzano badania na innych zwierzętach, aż w 1978 roku urodził się pierwszy człowiek.. 

W Polsce głównie słyszymy nazwę in vitro, w języku angielskim - ART (Assisted Reproductive Technology). Również w późniejszym poście będzie mowa o ICSI czyli o zapłodnieniu pozaustrojowym, gdzie wstrzykiwany jest plemnik do cytoplazmy komórki jajowej. 

Zanim przejdziemy do poszczególnych etapów zapłodnienia pozaustrojowego, chciałabym żebyście zastanowili się nad tym jakie są kryteria odnośnie in vitro. Czyli kto może zostać zakwalifikowany do tej metody? 

Wcześniej z metody in vitro mogły korzystać pary, które były niepłodne. Miało im to dać możliwość "posiadania" własnego (genetycznie) dziecka, ale tylko wtedy kiedy inne metody nie dawały rezultatów. Pary niepłodne to takie, które po roku/dwóch regularnego współżycia nie zachodziły w ciąże (oczywiście bez antykoncepcji wszelakiej). Przyczyna może być po stronie kobiety, mężczyzny jak i obojga. 

Ale nagle ktoś wpadł na pomysł, że przecież można by tą lukę "prawną" troszkę poszerzyć na pary, które genetycznie do siebie nie pasują. Mam na myśli to, że oboje posiadają defekt recesywny/dominujący w danym locus. Czyli jeśli oboje będą posiadali dany gen to wtedy będzie większe prawdopodobieństwo urodzenia chorego dziecka. Tam tam tam.. trochę mi tu zalatuje GMO.. Genetycznie modyfikowanym organizmem.. wiecie dlaczego? Pozwólcie, że wyjaśnię wam to na przykładzie. 

Otóż mamy chorobę recesywną - Hemofilię.Recesywną to znaczy, że dziewczynka będzie chora w momencie, którym będzie posiadała dwa allele "h", natomiast chłopiec będzie chory gdy będzie posiadał tylko jeden "h". Allel ten znajduje się na chromosomach sprzężonych z płcią. Co za tym idzie.. jeśli mamy matkę, która jest heterozygotą Hh (nosicielka) i zdrowego ojca H(-) to w przypadku urodzonych dziewczynek będą one nosicielkami, ale będą zdrowe lub będą całkowicie zdrowie. Natomiast w przypadku chłopca jest 50% szans, że albo urodzi się chory albo zdrowy. 

źródło: http://static2.opracowania.pl/images/187464/krzy%C5%BC%C3%B3wka_
ilustruj%C4%85ca_zasady_dziedziczenia_hemofilii_2.jpg


Wracając.. w momencie wykonywania in vitro możemy sobie wybrać odpowiedni zarodek, żeby nie był narażony na chorobę. Jedyną różnicą między GMO, którego się tak wszyscy boją a in vitro jest taka, że w definicji GMO mamy jasno zaznaczone, że GMO to "organizm inny niż człowiek".  Komentarz? zbędny! 
Bawiąc się w Boga (wybierając zarodki, usuwając geny) wpływamy sztucznie na naszą populację. W ten sposób możemy zniszczyć heterozygoty czy homozygoty. Z jednej strony wydaje się to całkiem dobre. Skoro udałoby się daną chorobę wyeliminować ze środowiska.. Aczkolwiek tak naprawdę nie wiemy jak środowisko na takie zmiany zareaguje. 

To teraz przejdźmy do przebiegu procedury in vitro: 

Ogólnie procedura in vitro wydaje się dość prosta. Składa się z kilku etapów. W pierwszym etapie matka dziecka musi zostać przygotowana hormonalnie, aby jej pęcherzyki Graffa zaczęły dojrzewać w jednym cyklu miesiączkowym. Następnie pęcherzyki są pobierane. 
W kolejnym etapie komórki jajowe umieszcza się w zawiesinie z plemników co umożliwia zapłodnienie komórki przez JEDEN plemnik. Wtedy też powstaje zygota.
Zygota umieszczana jest w inkubatorze, gdzie dochodzi do jej podziałów. Wtedy powstaje zarodek. Ostatni etap to przeniesienie zarodka do macicy a pozostałe zarodki zostają zamrożone w ciekłym azocie. W ten sposób można przechowywać je wiele lat. Po rozmrożeniu będzie można przenieść je do macicy. 
źródło: http://r-scale-ac.dcs.redcdn.pl/scale/o2/tvn/web-content/m/p1/i/93fb9d4b16aa750c7475b6d601c35c2c/10e00730-ad14-11e2-b74c-0025b511226e.jpg?type=1&srcmode=3&srcx=0/1&srcy=0/1&srcw=640&srch=360&dstw=640&dsth=360


[Skoro drogi czytelniku jesteś w tym miejscu, pamiętaj, że to co podaje to "suche" naukowe fakty, trochę nad wyraz, aby pokazać do czego ta metoda może zmierzać. Wiem, że są sytuacje, w których to kobieta jest niepłodna, ze względu na niedrożność jajowodów i tutaj "wystarczy" kobietę poddać indukcji hormonalnej a następnie "sztucznie" wprowadzić plemniki do pęcherzyka. Bardziej martwią mnie jednak wybory niektórych ludzi, czy to wybór płci czy innych cech genetycznych przyszłego dziecka.]

W dzisiejszym poście poruszę jeszcze tylko dwa aspekty odnośnie in vitro. 

Po pierwsze czy znamy (ze strony naukowej) wpływ warunków zapłodnienia?

Przeprowadzono badanie na myszach,  jednej grupie pozwolono robić to co umieją najlepiej, a następnie pobrano zygoty i hodowano je w warunkach laboratoryjnych. Druga grupa myszy brała pośredni udział, ponieważ tutaj do zapłodnienia doszło dzięki in vitro. Podsumowując różnica pomiędzy tymi zarodkami była tylko w momencie (miejsca) zapłodnienia, reszta była taka sama. Okazało się, że około 1000 genów w zarodkach po zapłodnieniu in vitro miało inną aktywność niż w tych naturalnych zarodkach. Oczywiście badania są na początkowym etapie, więc tak naprawdę nie wiemy czy ma to jakieś znaczenie oraz za co te geny odpowiadają, 

Ostatnim już aspektem na dzisiaj będą ciąże mnogie. Nie wiem czy pamiętacie (bo ja nie pamiętam czy, w którejś z notek o tym pisałam) w każdym bądź razie jeśli kobieta bierze tabletki antykoncepcyjne i przestanie je brać i od razu zajdzie w ciąże, to jest duże prawdopodobieństwo, że ciąża będzie bliźniacza. Dlaczego? Dlatego, że kiedy kobieta odstawi tabletki jej organizm wraca do produkcji jajeczek/pęcherzyków i czasem troszkę się gubi i wypuszcza oba na raz. Przez co dochodzi do zapłodnienia dwóch pęcherzyków i rozwija się ciąża bliźniacza. 

Podobnie jest w przypadku ART. Skoro z "probówki" bierzemy zarodek i aplikujemy go do macicy jest duża szansa, że nie "przyjmie" się i ciąża się nie rozpocznie. Dlatego "wstrzykuje" się dwa, trzy a nawet więcej zarodków. To tak jak z warzywami.. sadzi się więcej bo i tak nie każde się przyjmie :D (wybaczcie za skojarzenie). Co ciekawe, bliźniaki te będą genetycznie różne, ze względu na to, że rozwijają się z różnych zygot, a nie tej samej. 
Oczywiście "nauka" poradziła sobie i z tym. Bo jak już wstrzykniemy powiedzmy 3 zarodki  i wszystkie się przyjmą to wtedy prowadzona jest aborcja selekcyjna. Czyli wybierane są te zarodki, które zostają usunięte. 

Powiało grozą ;) 
Na dziś to wszystko. W następnej notce dowiecie się więcej na temat wad genetycznych a także na temat imprintingu rodzicielskiego inaczej nazywanego piętnowaniem rodzicielskim. 


Trzymajcie się cieplutko! 



Źródło: 
1. Cebrat.S, Cebrat.M, Człowiek przejrzysty czyli jego problemy z własną genetyką, Kubajak, 2012, s.74-84



czwartek, 13 sierpnia 2015

Naukowy bełkot

Wczoraj podczas oglądania gwiazd, które miały spadać w ilości zatrważającej.. (zauważyłam tylko 2,5..) wypowiedziałam dwa słowa- NAUKOWY BEŁKOT. Skąd ta nazwa? 
A stąd, że podczas spotkań ze znajomymi zawsze coś mi się przypomni "naukowego" i wprost (to samo tak wychodzi!) muszę się podzielić swoimi spostrzeżeniami lub wiedzą.. W sumie jestem pełna podziwu, że znajomi jeszcze chcą mnie słuchać. Jeszcze im się nie znudziło (chyba) ;) 

W takim razie zapraszam na naukowy bełkot. Wiadomo, że nikt nie zrezygnuje z napoju, o którym będę dzisiaj pisać, ale może niektórzy chociaż trochę go ograniczą? Wszystko jest dla ludzi ale z umiarem ;) 

A o czym dziś będzie mowa? 

O napoju bogów jak niektórzy lubią go nazywać - Coca-Coli.

źródło : http://fiszer.info/wp-content/uploads/2008/03/coca-cola-history.jpg


Zacznijmy od tego co w składzie zawiera nasz napój bogów? 

źródło: https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxA0H48M6qLh_7Evb7bou56FY4-ut8PmXzsGmLbpwRbMCOBmWp
Zdjęcie ewidentnie robione kalkulatorem ale niestety lepszego nie mogłam znaleźć. 


W składzie znajdziemy takie cudowności jak kwas ortofosforowy, karmel amoniakalno-siarczynowy, benzoesan sodu i środki słodzące (aspartam) lub w klasycznej wersji cukier. 

Kojarzycie taki wydawałoby się "mit", że Cola to taki odrdzewiacz? Coś w tym jest, ponieważ kwas ortofosforowy właśnie używany jest do odrdzewiania. Oczywiście musicie mieć świadomość, że butelka czy puszka Coli nie zawiera kwasu ortofosforowego w tak dużych ilościach. Ważniejszym problemem jest utrudnianie wchłaniania wapnia, magnezu, cynku czy żelaza. Jeśli pijemy colę nałogowo to może skutkować problemami z zębami czy kośćmi całego organizmu. Głównie od uzależnienia powinny bronić się kobiety, wszystkie te składniki potrzebne będą kiedy kobieta będzie w ciąży. 

Na stronie coca-coli również jest informacja odnośnie składu.  Producent mówi o kwasie ortofosforowym jako regulatorze kwasowości (co by się zgadzało) aczkolwiek pokazywanie, że fosfor (pamiętajmy, że w składzie mamy kwas - reakcje tlenku fosforu z wodą) potrzebny jest do wzrostu kości... pozostawię bez komentarza 

Benzoesan sodu, mój ulubiony łamacz języka. Tak wiem, jest wszędzie! Dlatego, że jest konserwantem, a skoro wszyscy lubią się konserwantów wystrzegać to czemu tak nałogową piją colę? A tak poważnie, to nie jest on może zbytnio zdrowy i osoby chore na astmę czy alergicy raczej powinni spożycie ograniczyć to jednak jest konserwantem.. żeby ta Cola przetrwała musi coś ją zabezpieczać. Sorki taki mamy klimat jak to mówią.. 

Środki słodzące... Tutaj ostatnio sporo się w świecie naukowym dzieje, bo jednak aspartam nie jest taki super jak każdy myślał.. Aczkolwiek na temat aspartamu (może) przygotuje wam oddzielną notkę. Dotrę tylko do dobrego artykułu. Aspartam jest słodzikiem i znajduje się w tych colach, które cukru mają nie mieć czyli np. light. Nie wiem jak to jest w przypadku coli zero, bo nie mam składu przed oczami, ale to już sami możecie porównać ;) 
Cukier natomiast w tej regularnej coli jest w dużej ilości. Nie ma co kłamać, on tam po prostu jest i tyle.. Źródła są różne i każde podaje inną liczbę w przeliczeniu na łyżeczki od herbaty. Postanowiłam nie podawać, żadnej bo samej trudno mi wybrać jedną liczbę.. która jest ta właściwa? Aczkolwiek jest go dużo i z tym nie ma się co spierać ;) 
źródło: http://bi.gazeta.pl/im/0/6567/z6567300Q.jpg


Na koniec zostaje nam dwutlenek węgla i kofeina. Z dwutlenkiem węgla też bywa różnie bo jedni chwalą a drudzy ganią (jak wszystko..) z jednej strony ma pobudzać trawienie więc jest super a z drugiej jest dwutlenkiem węgla więc samo przez się odpada.. 

Chciałabym się skupić bardziej na kofeinie. Przyznaję się bez bicia, że często na uczelni (były takie czasy) kupowałam colę żeby się obudzić, albo trochę podnieść ciśnienie (nie żeby zajęcia były nudne ;) ). Jako, że kawy pić nie mogę (organizm trzęsie się jak galareta) to dobrym zamiennikiem wydawała się cola. Jako, że obserwuje swój organizm trochę może za bardzo zauważyłam, że nawet jeśli nie potrzebowałam się obudzić to i tak cola lądowała w mojej torebce, ale nie uzależnieniu chce tu mówić, a właśnie o kofeinie. 

Wcale nie jest tak, że kofeina została stworzona pod osłoną nocy w piwnicy, która służyła za laboratorium. Kofeina występuje naturalnie w wielu roślinach, między innymi w krzewie herbacianym, nasionach kawy, w kakao, w zarodkach nasion koli (!) i w wielu innych. Czyli pijąc duże ilości herbaty można tak samo pobudzić się do działania jak i kawą czy colą właśnie czy innymi napojami (energetyki). 
Żeby było ciekawiej to właśnie liście herbaty mają więcej kofeiny niż ziarna kawy, ale po przygotowaniu herbaty liczba maleje. Zielona herbata zawiera do 2,1g kofeiny, czarna do 3,8g oczywiście wszystko na 100g. Z kawą jest na tyle problem, że zależy od rodzaju kawy jaką przyrządzamy.. ale 150ml kawy rozpuszczalnej (pełna łyżeczka do herbaty) ma 43mg kofeiny. Jednakże znalazłam informacje, że dochodzi nawet do 120mg. 
Cola zawiera około 30,7 mg kofeiny (puszka 330 ml). 

Kofeina wchłania się w 100% już w przewodzie pokarmowym i nie trzeba czekać długo bo jej największa aktywność (farmakologiczna) pojawia się w 6-8 minutach. 

Nadszedł czas na NAUKOWY BEŁKOT.. 

Krótko zwięźle i na temat. Kofeina jest antagonistą czyli blokuje/ jest przeciwnikiem w naszym przypadku receptorów adenozyny. Blokuje dwa receptory (A1 i A2). Kiedy receptory zostaną zablokowane to zwiększa się aktywność CUN (centralnego układu nerwowego), skutkując większą ilością cAMP w komórce. Kiedy zahamowany zostanie receptor A1 to zwiększy się wydzielanie acetylocholiny, noradrenaliny i dopaminy. A kofeina wpłynie na sen i pobudzenie organizmu, przyśpieszy akcję serca, rozszerzy naczynia krwionośne, zwiększy lipolizę w adipocytach. Robi się ciekawie.. jeśli zablokowany zostanie A2, który głównie znajduje się w mózgu, to zwiększy się aktywność dopaminy. Będzie w ten sposób stymulowała bodźce nerwowe. Jeśli zahamujemy A2 to spadnie stężenie cAMP i kofeina spowoduje skurcz mięśni naczyń krwionośnych. 

Dlaczego w takim razie piłam Colę zamiast kawy? A dlatego, że kofeina wpływa na nasz układ sercowo-naczyniowy poprzez modyfikacje rytmu serca. Może zostać uwolniona noradrenalina, która odpowiada za zwiększenie częstości akcji serca i kurczliwości, plus napięcie mięśnia sercowego. Czyli objętość minutowa zostaje zwiększona a wyrzutowa zmniejszona. 

Kofeina oddziałuje na cały nasz organizm, ale pozostawię to już na inną notkę, ponieważ ta byłaby ogromnie dłuuuga. 
Koniec Naukowego Bełkotu. 

Skoro skład mamy omówiony, to w takim razie co się dzieję z naszym organizmem w momencie kiedy zadamy sobie tą "przyjemność"? 

Zaczynamy! 
Do eksperymentu będzie nam potrzebna puszka napoju Coca cola. Musicie ją wypić. Kiedy skończycie zaczyna się odliczanie ;) 

Po 10 minutach 
(ze źródła, którego korzystałam mowa jest o 10 łyżeczkach cukru), ile by ich nie było uderzają w nasz organizm niczym metoryt. Ogólnie nasz organizm w takiej sytuacji powinien wszystko natychmiastowo zwrócić. Innymi słowy czas na wymioty! Ale nie.. i tutaj swoją rolę odgrywa kwas ortofosforowy reguluje co ma regulować i uspokaja nasz żołądek.. Aczkolwiek ponoć są przypadki ludzi, którzy słodzą herbatę 10 łyżeczkami cukru.. 

Po 20 minutach
Zaczyna się robić ciekawie, ponieważ taka ilość cukru nie wpływa zbyt pozytywnie na nasz organizm, dlatego pojawia się skok insulinowy (dlatego poleca się diabetykom w momencie, w którym spada im cukier, żeby napili się COLI). Wątroba reaguje w ten sposób, że cały cukier jaki tylko spotka zamienia w tłuszcz.. [Jednakże spotkałam się też ze stwierdzeniem, że to nie skok  insulinowy ale fruktozowy związany z tym jak wątroba radzi sobie z rozkładaniem fruktozy] 

Po 40 minutach 
Trochę oddechu i.. dochodzi do całkowitej absorpcji kofeiny. Nasze źrenice się rozszerzają, ciśnienie krwi wzrasta, ponieważ wątroba cukier przerzuciła też do krwiobiegu. Receptory adenozynowe, o których pisałam wcześniej zapobiegają zaśnięciu. 

Po 45 minutach 
Dzieje się coś zaskakującego, ponieważ nasz organizm wydziela dużą ilość dopaminy (o czym pisałam wyżej w naukowym bełkocie), a skoro dopamina to i czujemy się szczęśliwsi (w sumie nigdy nie zauważyłam, żebym po wypiciu coli czuła się szczęśliwa, pora to sprawdzić!). Co w tym ciekawego? A to, że w taki sam sposób działa heroina ;) 

Po 60 minutach
Kwas ortofosforowy wiąże wapń, magnez i cynk w dolnej części jelita, co stanowiłoby dodatkowy bodziec w metabolizmie. Wzmagane jest to przez wysokie dawki cukru i sztucznych słodzików, skutkując wydalaniem (większym) wapnia w moczu. 


Powyżej 60 minut
Tutaj chyba jest najgorzej, ponieważ kofeina ma działanie diuretyczne (czyli chce nam się po prostu sikać), cały wapń, magnes i cynk, który miał zmierzać do naszych kości jest obecnie wydalany z organizmu. Później jest tylko gorzej, ponieważ poziom cukru drastycznie spadnie i człowiek staje się rozdrażniony, zły. Wszystkie mikroelementy i wyżej wymienione składniki zostają wydalone do środowiska z organizmu.. a mogły posłużyć do wytworzenia silnych i zdrowych kości. 

Ciekawostki:

Pewne jest to, że kofeina będzie działa różnie na każdego. Silniej na osobę, która rzadko ma z nią do czynienia a słabiej na taką, która pije ją codziennie ;) 
Jeśli dobrze pamiętam, to na zajęciach z fizjologii roślin sprawdzaliśmy pH niektórych produktów i Cola wypadła dość ciekawie, ponieważ jej pH było w granicach 2-2,5 co mówi nam o tym, że jest to napój o pH kwaśnym. Dla porównania pH soku żołądkowego to około 1 (niektóre źródła podają 2.5). 


Nie nakłaniam was do zrezygnowania z Coca coli bo nie o to w tym poście chodziło. Kieruję go raczej do osób, które troszkę (bardzo) przesadzają z ilością napoju bogów w ciągu dnia/tygodnia. Na razie może żadnych zmian nie widać, ale później mogą pojawić się problemy. Łatwo jest się elementów z organizmu pozbyć, ale trudniej je uzupełnić ;) 




Taka mała refleksja. 
Trzymajcie się cieplutko! 









Źródło:
1. Bojarowicz.H, Przygoda.M, Kofeina. Cz. I. Powszechność stosowania kofeiny oraz jej działanie na organizm, Probl Hig Epidemiol, 93(1);8-13, 2012

2. http://www.buzzfeed.com/carolynkylstra/heres-whats-wrong-with-that-viral-coca-cola-graphic#.koXngleO8
3. http://www.odzywianie.info.pl/przydatne-informacje/artykuly/art,napoje-typu-cola-i-ich-wplyw-na-zdrowie.html
4. http://www.cocacola.com.pl/forma-na-przyszlosc/fakty-i-mity.html