wtorek, 1 grudnia 2015

Aktualizacja mózgu!

Hej! 
Tak żyję! 
Wszystko ze mną ok. 
Macie czasem tak, że wszystko jest w jednym tygodniu, a potem okazuje się, że jak ten tydzień minie znowu wszystko jest w tym samym tygodniu? Tak było i ze mną przez cały październik i listopad. Zmiana pracy, szkolenia i życie uczelniane... 

Pamiętacie mój post o mózgu? Pytałam was czy macie pod czaszką mężczyznę czy kobietę. Jak patrzę na statystyki jest to najczęściej czytany mój post. Kto jeszcze nie czytał to polecam zrobić to teraz klik. Będzie on przydatny do dalszej części tekstu. 



Przeczytałeś/aś? Jeszcze nie? Dobrze poczekam.. 





Już? 

Ok! 


W tamtym poście zawarłam informacje głównie o różnicach między mózgiem kobiety a mężczyzny. W większości różnice w budowie. Coś kobieta ma większe a coś mniejsze i tak dalej. Dosłownie przed chwilą wpadł mi w ręce artykuł, który twierdzi, że to nie jest do końca tak białe i czarne jak nam wszystkim się wydawało. 

Otóż.. Wszystko dzięki badaniom Daphna Joel, która jest neurologiem behawioralnym na Uniwersytecie w Tel Awiwie w Izraelu. Pani neurolog chciała wszystko złożyć w jedną całość. Zrobiła RM (rezonans magnetyczny) obrazów mózgu i zmierzyła ilość istoty szarej i białej. Szara zawiera rdzeń komórek nerwowych a biała włókna nerwowe, które sygnały rozsyłają na cały układ nerwowy. Zbadała mózgi 1400 osób. Patrzyła jeszcze na obrazowanie tensora dyfuzji, które pokazywały jak istota biała rozszerza się w mózgu i w ten sposób łączy różne regiony. 

Oczywiście nie obyło się bez różnić między płciami. "Obszar pamięci" ("lewy" hipokamp- hipokamp po lewej stronie mózgu) przeważnie był większy wśród mężczyzn niż u kobiet. Jednakże w każdym zbadanym regionie było też duże podobieństwo u kobiet jak i u mężczyzn. Czasem zdarza się, że to kobieta będzie miała większy lub bardziej męski (o cechach charakterystycznych dla mężczyzn) lewy hipokamp. Czasem zdarzały się przypadki kiedy to mężczyźni mięli mniejszy hipokamp od średniej u kobiet. 

źródło: http://news.sciencemag.org/sites/default/files/styles/thumb_article_l/public/sn-genderbrain.jpg?itok=CHXZ2Sqp


Głównymi wnioskami jakie wysnuli badacze było to, że większość mózgów to swego rodzaju mozaika zarówno cech męskich jak i żeńskich. Bardzo mała ilość (0-8%) mózgów miała wszystkie struktury typowo męskie lub typowo żeńskie. 

I tu pojawia się pytanie.. skąd wzięła się ta idea przypisywania płci mózgom? Naukowcy zwrócili uwagę, na dwa zbiory danych o stereotypowych zachowaniach płci - gry wideo, kąpiel. Z danych tych wynikało że tylko 0,1% badanych wykazuje typowo stereotypowo-żeńskie lub męskie zachowania. 

Ja osobiście zastanawiam się.. skoro nasz mózg jest plastyczny (jego struktury dostosowują się do zaistniałych sytuacji np. osoba, która traci wzrok lepiej odczuwa czy słyszy - struktury w mózgu odpowiedzialne za słuch i dotyk rozszerzają się) to może przez nasze życie/środowisko wszystko się zmienia? Teraz nie ma nic dziwnego w tym, że kobieta gra w gry komputerowe, czy facet interesuje się modą. Może po prostu nasz mózg dostosowuje się do sytuacji, w której uczestniczy? Może nasze płcie trochę się "scalają"? I nie nie mam na myśli gender! ;) Po prostu to co kiedyś było nie do pomyślenia w przypadku kobiet, teraz nie jest niczym niezwykłym. Może mózg zmienia się razem z nami? To jest całkiem moja teoria i nie szukałam do niej potwierdzających badań. 

Jak widzicie nauka bardzo szybko się zmienia i trzeba być ze wszystkim na bieżąco ;) Staram się jak mogę! :) Myślę, że poprzedni post nie jest wcale tak do kosza. Różnica w budowie też na pewno ma jakieś znaczenie. 


Trzymajcie się cieplutko! 



źródło:
1.http://news.sciencemag.org/brain-behavior/2015/11/brains-men-and-women-aren-t-really-different-study-finds?utm_source=newsfromscience&utm_medium=facebook-text&utm_campaign=brain_male-1143

niedziela, 4 października 2015

Pieseł

Dzisiaj moi drodzy troszkę lżejszy temat. Chociaż mam wrażenie, że tematyka in vitro przyprowadziła na moje strony kilka osób nowych, mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej. Z czasem u mnie różnie, ale bloga nie zawieszam, nie usuwam, kontynuuje! Jednakże rzadziej bo jest to głównie moje hobby, piszę notki w wolnym czasie, którego jak możecie się domyślać bardzo mało ostatnio. 

Koniec zbędnego biadolenia i pora na dzisiejszy temat.
Skoro niedziela i większość z nas chętnie dłużej pozostaje w łóżku... to porozmawiamy sobie o naszych czworonożnych przyjaciołach. Niestety muszę zmartwić wielbicieli kotów, ponieważ tekst ten będzie dotyczył tylko i wyłącznie psów. Co nie wyklucza, że to o czym będę pisać nie ma odzwierciedlenia u kotów.. aczkolwiek podobnych badań po prostu nie szukałam. Sama posiadam kota. Jak byłam mała na podwórku zawsze kręciło się kilka kotów. Obecnie pozostała jedna kotka o imieniu Zosia. Wróćmy jednak do psów.

Mam wrażenie, że od zawsze w domu, na podwórku było dużo zwierząt. Psów zawsze było 5. Jakoś tak się układało na pięć osobników. Z biegiem czasu pozostały dwa, które będziecie mogli dzisiaj poznać (na zdjęciach). 


Nie wiem jak wy, ale ja często ze swoimi psami rozmawiam. Traktuje ich na równi sobie, tzn. nie traktuję ich jak małe dzieci na zasadzie "o mój piękny piesecek, mamusia przyniosła Ci papu".. Oh tego typu relacji człowieka z psem nie cierpię, aczkolwiek nie potępiam. Twój pies, Twoja sprawa (przynajmniej do momentu, w którym traktujesz go należycie), a jak z nim rozmawiasz i czy w ogóle z nim rozmawiasz to serio nie mój biznes. Jednakże wracając, każdy kto ma psa przyzna mi rację, że jak już mówimy do naszych zwierząt to mamy wrażenie, że one nas rozumieją. Widać w ich oczach zrozumienie i wiele różnych emocji. 
Beti :) Mieszanka jamnika długowłosego :) 10 letnia 


Jakiś czas temu natknęłam się na dwa krótkie artykuły odnośnie psów. Teraz chciałabym się z wami nimi podzielić. 
Otóż psy mają w mózgu obszar odpowiedzialny za przetwarzanie twarzy (DFA - dog face area). Wcześniej uważano, że tylko naczelne i człowiek ma zdolność do przetwarzania twarzy. Przetwarzanie twarzy związane jest z ewolucją poznawczą. Badania opierały się na fMRI. Przede wszystkim jestem pod wrażeniem, że nauczono psy wchodzenia do rezonansu i przede wszystkim na pozostaniu bez ruchu. Nie używano znieczulenia, psy nie były przywiązywane. W sumie wszystko wydaje się oczywiste. Psy są z nami od bardzo dawna, więc stały się społecznymi istotami i wydaje się normalne, że reagują na twarze. Przede wszystkim badacze zastanawiali się czy psy uczą się rozpoznawać twarze czy może mają to od urodzenia? 
W rezonansie magnetycznym psom przedstawiano zdjęcia i filmy. Płat skroniowy reagował silniej na filmy, na których znajdowały się twarze ludzi. Co ważne, podczas oglądania zdjęć, płat skroniowy reagował równie mocno na twarze ludzkie jak i psie. Jak udowodnić czy jest to wyuczone czy wrodzone? Przyjęto, że w momencie kiedy pies kojarzyłby twarz człowieka np. z jedzeniem (czymś pozytywnym) to reagowałby układ nagrody (układ limbiczny). Podczas badań reakcji w układzie nagrody nie zaobserwowano. 

Kolejne badania ukazały, że psi ośrodek nagrody, o którym pisałam wcześniej silniej reagował na zapach znajomych ludzi niż na wonie znanych psów. Badania były przeprowadzone bez obecności dawców woni - skojarzenia odległe w czasie i przestrzeni. To tak jakby w mózgu psiaków były miejsca na reprezentacje właściciela. Można to porównać do nas, kiedy np. czując perfumy ukochanej osoby czujemy więź emocjonalną. Te badania jak i poprzednie były prowadzone przez Gregory'ego Berns'a z Emory University. Wnioski z przeprowadzonego doświadczenia mówią, że zapachy (ludzi/psów) wywoływały podobną reakcję w częściach mózgu odpowiedzialnych za powonienie (opuszka węchowa). Jednakże to reakcja jądra ogoniastego była silniejsza w momencie zapachów od znanych psom osób. Czyli ponownie, psy dokładnie znają nasze zapachy i o ile jesteśmy dla nich dobrzy to mają z nami pozytywne skojarzenia. Zauważono również, że pies przewodnik reaguje jeszcze silniej na zapach znanego mu człowieka. 
Nero, roczny szczeniaczek ;)



Na dzisiaj to wszystko. Jeśli macie obok siebie pięknego czworonoga, przytulcie go po przeczytaniu tej notki :) 
Trzymajcie się cieplutko! 




źródła:
1. http://www.wykop.pl/ramka/2693027/psy-maja-obszar-mozgu-do-rozpoznawania-twarzy/
2. http://kopalniawiedzy.pl/pies-osrodek-nagrody-jadro-ogoniaste-opuszka-wechowa-reakcja-nagrodowa-zapach-won-znajomy-czlowiek-wlasciciel-Gregory-Berns,19945







niedziela, 13 września 2015

In vitro cz. 2

Bez zbędnego komentarza, zabieramy się za część drugą dotyczącą in vitro. 

Jak wspominałam wcześniej z ART częściej powstają ciąże mnogie i częściej ciąże te są obarczone ryzykiem chorób genetycznych czy zaburzeniem rozwoju płodu. Niestety ciąże, powstałe przy pomocy in vitro częściej kończą się chorobami niż przy tych poczętych naturalnie. Większość zwolenników ART w tym momencie zrzuca winę na rodziców, ponieważ to oni długo czekali przed ART i po prostu ich organizm sprzyja wadom rozwijającego się płodu. Pisząc, że długo zwlekali mam na myśli całą procedurę, która trwa jakiś czas jak również starania pary aby w sposób naturalny począć dziecko. Większość par, które decydują się na ART jest po kilku latach starania się  o dziecko.

Wada genetyczna u dziecka zarówno po ART jak i naturalnym poczęciu może zostać przekazana od jednego (bądź obojga) rodziców, mogą powstać mutacje de novo (czyli takie, których nie było w organizmie rodzicielskim) oraz mutacja może zajść na późniejszych etapach. Osobiście uważam, że mutacje de novo są częstsze podczas zapłodnienia in vitro, choćby dlatego, że mechanicznie wprowadzamy plemnik do komórki jajowej. Nie jesteśmy do końca w stanie stwierdzić, czy nic nie zostało uszkodzone podczas aplikacji. 

Prześledźmy teraz jaki jest wpływ in vitro na defekty u dzieci? 

Przede wszystkim wszelkiego rodzaju mutacje/translokacje. Najbardziej znaną jest translokacja chromosomowa wzajemna i Robertsonowska. Translokacje te powodują zaburzenia w chromosomach, czy to wymiany konkretnych fragmentów pomiędzy dwoma różnymi chromosomami czy zlepienie ramion chromosomów. Efekty mogą być różne, albo organizm nie zwróci uwagi na te zmiany i będzie funkcjonował poprawnie, albo pojawi się problem, z którym będzie musiał sobie poradzić... Czyli u nosiciela może nie wykazywać żadnych zmian, ale wpłynie to poważnie na gametogenezę. 
Wszelkie błędy będą powodowały zaburzenie w mejozie, wtedy dochodzi do parowania chromosomów homologicznych. Chromosomy, które się dopasowują powinny być takie same, a jeśli doszło do translokacji to w ten sposób przestają do siebie pasować. Skutkując w ten sposób zahamowaniem dalszego etapu mejotycznego przez co gamety nie będą produkowane, albo w bardzo małej ilości.. Czyli mamy jedną z przyczyn niepłodności. 

ICSI często stosuje się u par, w których to mężczyźni są "odpowiedzialni" za niepłodność. Jednakże mam na myśli mężczyzn, którzy w swoim nasieniu mają bardzo małą liczbę plemników albo wcale ich nie posiadają. Mężczyźni powinni być poinformowani, że w momencie kiedy zostanie wybrany plemnik i wstrzyknie się go do komórki jajowej to mogą oni przekazać swojemu dziecku wady genetyczne. W ten sposób natura chciała ostrzec tego mężczyznę! Nie możesz się rozmnażać, ponieważ posiadasz wadę genetyczną. 

Kilka słów o zaburzeniu piętnowania rodzicielskiego. 

Piętnowanie rodzicielskie wciąż jest mało poznane. Upraszczając wszystko i mówiąc bardzo ogólnie.. polega to na tym, że zarówno matka jak i ojciec mają pewne sekwencje, które są takie same jednakże te od matki lub ojca "działają" silniej w stosunku do drugich przez co wywierają swego rodzaju presję na powstającym dziecku. Bardziej obrazowo? Wyobraźmy sobie, że matka ma czarne włosy a ojciec brązowe. Skoro tworzenie dziecka to genetyczna losowanka, nasze dziecko powinno mieć albo czarne albo brązowe (nie zwracając uwagi na siłę danego genu - dominujący/recesywny) włosy, ale uwzględniając imprinting sekwencja odpowiadająca za brązowe włosy od ojca wywołuje presje i w ten sposób dziecko zyskuje brązowe włosy i wszelkiego rodzaju inne konsekwencje tej presji (np. wypadanie włosów/łysienie)- pamiętajcie, że to ogromne uproszczenie tematu. Oczywiście mówimy tutaj o aktywności genów. Żeby było ciekawiej tak powstały organizm zaznacza sobie w chromosomach, który fragment pochodzi od kogo (żeby później mógł mieć pretensje ;)). Niestety ART nie wpływa dobrze na imprinting - zaburza go. 

Myślę, że ta grafika powinna wyjaśnić wam jak imprinting ugryźć, żeby zrozumieć. Jak również cała książka powinna być pomocna w zrozumieniu biologicznych zagadnień :) 

źródło: Cebrat.S, Cebrat.M, Człowiek przejrzysty czyli jego problemy z własną genetyką, Kubajak, 2012, s.90


Wielu z was może się ze mną nie zgadzać, ale niestety takie są suche fakty. Nie stoję po stronie kościoła, nie krzyczę na temat zostawionych pozostałych zapłodnionych komórkach. Chciałabym, żeby in vitro pomagało parom, które pragną dziecka ale nie mogą go mieć. Zawsze jednak zastanawiam się dlaczego akurat dwójka ludzi, która się kocha ma problem z poczęciem dziecka- może to jakiś znak od natury? Z drugiej strony.. tak bardzo mało wiemy na temat in vitro stosowanego u ludzi. Przecież nie zamkniemy w klatce dzieci urodzonych z in vitro, żeby badać je w każdym roku życia.. Cofnąć już tego nie cofniemy. Tyle dzieci zostało poczętych tą metodą.. Chciałabym jednakże, żeby takie osoby badały się przed poczęciem własnego dziecka.. Jeśli dzieci z in vitro rodzą się bezpłodne.. to błagam nie róbmy kolejnego dziecka z probówki. Odpuście wtedy..


Źródło:
1.  Cebrat.S, Cebrat.M, Człowiek przejrzysty czyli jego problemy z własną genetyką, Kubajak, 2012, s.74-84 s.84-92

środa, 26 sierpnia 2015

Słów kilka o in vitro cz.1

Dzisiejszy temat dość kontrowersyjny!

Jakby nie patrzył!

Ustawa weszła/wyszła? Troszkę się gubię. Aczkolwiek chciałabym wam przybliżyć trochę temat in vitro czyli inaczej zapłodnienia pozaustrojowego. Na zakończenie oczywiście nie powstrzymam się od komentarza, ale nikt z nim nie musi się zgadzać ;) Post zostanie podzielony na dwie części, ze względu na to, że chcę przedstawić troszkę więcej informacji niż suche fakty.

Zaczynajmy bo czas goni ;)

Pewnego czasu natknęłam się na wywiad z profesorem Stanisławem Cebratem i bardzo mi się spodobał. Do tego stopnia, że zakupiłam jego książkę - "Człowiek przejrzysty czyli jego problemy z własną genetyką". Wywiad możecie przeczytać tutaj
źródło: http://8.s.dziennik.pl/pliki/6453000/6453022-in-vitro-643-385.jpg


Zacznijmy od tego, że in vitro nie jest wcale takie młode jak mogłoby się wydawać. Pierwszym organizmem a dokładniej zwierzęciem, które urodziło się metodą in vitro były króliki i badania te przeprowadzono w połowie lat pięćdziesiątych XX wieku. Później przeprowadzano badania na innych zwierzętach, aż w 1978 roku urodził się pierwszy człowiek.. 

W Polsce głównie słyszymy nazwę in vitro, w języku angielskim - ART (Assisted Reproductive Technology). Również w późniejszym poście będzie mowa o ICSI czyli o zapłodnieniu pozaustrojowym, gdzie wstrzykiwany jest plemnik do cytoplazmy komórki jajowej. 

Zanim przejdziemy do poszczególnych etapów zapłodnienia pozaustrojowego, chciałabym żebyście zastanowili się nad tym jakie są kryteria odnośnie in vitro. Czyli kto może zostać zakwalifikowany do tej metody? 

Wcześniej z metody in vitro mogły korzystać pary, które były niepłodne. Miało im to dać możliwość "posiadania" własnego (genetycznie) dziecka, ale tylko wtedy kiedy inne metody nie dawały rezultatów. Pary niepłodne to takie, które po roku/dwóch regularnego współżycia nie zachodziły w ciąże (oczywiście bez antykoncepcji wszelakiej). Przyczyna może być po stronie kobiety, mężczyzny jak i obojga. 

Ale nagle ktoś wpadł na pomysł, że przecież można by tą lukę "prawną" troszkę poszerzyć na pary, które genetycznie do siebie nie pasują. Mam na myśli to, że oboje posiadają defekt recesywny/dominujący w danym locus. Czyli jeśli oboje będą posiadali dany gen to wtedy będzie większe prawdopodobieństwo urodzenia chorego dziecka. Tam tam tam.. trochę mi tu zalatuje GMO.. Genetycznie modyfikowanym organizmem.. wiecie dlaczego? Pozwólcie, że wyjaśnię wam to na przykładzie. 

Otóż mamy chorobę recesywną - Hemofilię.Recesywną to znaczy, że dziewczynka będzie chora w momencie, którym będzie posiadała dwa allele "h", natomiast chłopiec będzie chory gdy będzie posiadał tylko jeden "h". Allel ten znajduje się na chromosomach sprzężonych z płcią. Co za tym idzie.. jeśli mamy matkę, która jest heterozygotą Hh (nosicielka) i zdrowego ojca H(-) to w przypadku urodzonych dziewczynek będą one nosicielkami, ale będą zdrowe lub będą całkowicie zdrowie. Natomiast w przypadku chłopca jest 50% szans, że albo urodzi się chory albo zdrowy. 

źródło: http://static2.opracowania.pl/images/187464/krzy%C5%BC%C3%B3wka_
ilustruj%C4%85ca_zasady_dziedziczenia_hemofilii_2.jpg


Wracając.. w momencie wykonywania in vitro możemy sobie wybrać odpowiedni zarodek, żeby nie był narażony na chorobę. Jedyną różnicą między GMO, którego się tak wszyscy boją a in vitro jest taka, że w definicji GMO mamy jasno zaznaczone, że GMO to "organizm inny niż człowiek".  Komentarz? zbędny! 
Bawiąc się w Boga (wybierając zarodki, usuwając geny) wpływamy sztucznie na naszą populację. W ten sposób możemy zniszczyć heterozygoty czy homozygoty. Z jednej strony wydaje się to całkiem dobre. Skoro udałoby się daną chorobę wyeliminować ze środowiska.. Aczkolwiek tak naprawdę nie wiemy jak środowisko na takie zmiany zareaguje. 

To teraz przejdźmy do przebiegu procedury in vitro: 

Ogólnie procedura in vitro wydaje się dość prosta. Składa się z kilku etapów. W pierwszym etapie matka dziecka musi zostać przygotowana hormonalnie, aby jej pęcherzyki Graffa zaczęły dojrzewać w jednym cyklu miesiączkowym. Następnie pęcherzyki są pobierane. 
W kolejnym etapie komórki jajowe umieszcza się w zawiesinie z plemników co umożliwia zapłodnienie komórki przez JEDEN plemnik. Wtedy też powstaje zygota.
Zygota umieszczana jest w inkubatorze, gdzie dochodzi do jej podziałów. Wtedy powstaje zarodek. Ostatni etap to przeniesienie zarodka do macicy a pozostałe zarodki zostają zamrożone w ciekłym azocie. W ten sposób można przechowywać je wiele lat. Po rozmrożeniu będzie można przenieść je do macicy. 
źródło: http://r-scale-ac.dcs.redcdn.pl/scale/o2/tvn/web-content/m/p1/i/93fb9d4b16aa750c7475b6d601c35c2c/10e00730-ad14-11e2-b74c-0025b511226e.jpg?type=1&srcmode=3&srcx=0/1&srcy=0/1&srcw=640&srch=360&dstw=640&dsth=360


[Skoro drogi czytelniku jesteś w tym miejscu, pamiętaj, że to co podaje to "suche" naukowe fakty, trochę nad wyraz, aby pokazać do czego ta metoda może zmierzać. Wiem, że są sytuacje, w których to kobieta jest niepłodna, ze względu na niedrożność jajowodów i tutaj "wystarczy" kobietę poddać indukcji hormonalnej a następnie "sztucznie" wprowadzić plemniki do pęcherzyka. Bardziej martwią mnie jednak wybory niektórych ludzi, czy to wybór płci czy innych cech genetycznych przyszłego dziecka.]

W dzisiejszym poście poruszę jeszcze tylko dwa aspekty odnośnie in vitro. 

Po pierwsze czy znamy (ze strony naukowej) wpływ warunków zapłodnienia?

Przeprowadzono badanie na myszach,  jednej grupie pozwolono robić to co umieją najlepiej, a następnie pobrano zygoty i hodowano je w warunkach laboratoryjnych. Druga grupa myszy brała pośredni udział, ponieważ tutaj do zapłodnienia doszło dzięki in vitro. Podsumowując różnica pomiędzy tymi zarodkami była tylko w momencie (miejsca) zapłodnienia, reszta była taka sama. Okazało się, że około 1000 genów w zarodkach po zapłodnieniu in vitro miało inną aktywność niż w tych naturalnych zarodkach. Oczywiście badania są na początkowym etapie, więc tak naprawdę nie wiemy czy ma to jakieś znaczenie oraz za co te geny odpowiadają, 

Ostatnim już aspektem na dzisiaj będą ciąże mnogie. Nie wiem czy pamiętacie (bo ja nie pamiętam czy, w którejś z notek o tym pisałam) w każdym bądź razie jeśli kobieta bierze tabletki antykoncepcyjne i przestanie je brać i od razu zajdzie w ciąże, to jest duże prawdopodobieństwo, że ciąża będzie bliźniacza. Dlaczego? Dlatego, że kiedy kobieta odstawi tabletki jej organizm wraca do produkcji jajeczek/pęcherzyków i czasem troszkę się gubi i wypuszcza oba na raz. Przez co dochodzi do zapłodnienia dwóch pęcherzyków i rozwija się ciąża bliźniacza. 

Podobnie jest w przypadku ART. Skoro z "probówki" bierzemy zarodek i aplikujemy go do macicy jest duża szansa, że nie "przyjmie" się i ciąża się nie rozpocznie. Dlatego "wstrzykuje" się dwa, trzy a nawet więcej zarodków. To tak jak z warzywami.. sadzi się więcej bo i tak nie każde się przyjmie :D (wybaczcie za skojarzenie). Co ciekawe, bliźniaki te będą genetycznie różne, ze względu na to, że rozwijają się z różnych zygot, a nie tej samej. 
Oczywiście "nauka" poradziła sobie i z tym. Bo jak już wstrzykniemy powiedzmy 3 zarodki  i wszystkie się przyjmą to wtedy prowadzona jest aborcja selekcyjna. Czyli wybierane są te zarodki, które zostają usunięte. 

Powiało grozą ;) 
Na dziś to wszystko. W następnej notce dowiecie się więcej na temat wad genetycznych a także na temat imprintingu rodzicielskiego inaczej nazywanego piętnowaniem rodzicielskim. 


Trzymajcie się cieplutko! 



Źródło: 
1. Cebrat.S, Cebrat.M, Człowiek przejrzysty czyli jego problemy z własną genetyką, Kubajak, 2012, s.74-84



czwartek, 13 sierpnia 2015

Naukowy bełkot

Wczoraj podczas oglądania gwiazd, które miały spadać w ilości zatrważającej.. (zauważyłam tylko 2,5..) wypowiedziałam dwa słowa- NAUKOWY BEŁKOT. Skąd ta nazwa? 
A stąd, że podczas spotkań ze znajomymi zawsze coś mi się przypomni "naukowego" i wprost (to samo tak wychodzi!) muszę się podzielić swoimi spostrzeżeniami lub wiedzą.. W sumie jestem pełna podziwu, że znajomi jeszcze chcą mnie słuchać. Jeszcze im się nie znudziło (chyba) ;) 

W takim razie zapraszam na naukowy bełkot. Wiadomo, że nikt nie zrezygnuje z napoju, o którym będę dzisiaj pisać, ale może niektórzy chociaż trochę go ograniczą? Wszystko jest dla ludzi ale z umiarem ;) 

A o czym dziś będzie mowa? 

O napoju bogów jak niektórzy lubią go nazywać - Coca-Coli.

źródło : http://fiszer.info/wp-content/uploads/2008/03/coca-cola-history.jpg


Zacznijmy od tego co w składzie zawiera nasz napój bogów? 

źródło: https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRxA0H48M6qLh_7Evb7bou56FY4-ut8PmXzsGmLbpwRbMCOBmWp
Zdjęcie ewidentnie robione kalkulatorem ale niestety lepszego nie mogłam znaleźć. 


W składzie znajdziemy takie cudowności jak kwas ortofosforowy, karmel amoniakalno-siarczynowy, benzoesan sodu i środki słodzące (aspartam) lub w klasycznej wersji cukier. 

Kojarzycie taki wydawałoby się "mit", że Cola to taki odrdzewiacz? Coś w tym jest, ponieważ kwas ortofosforowy właśnie używany jest do odrdzewiania. Oczywiście musicie mieć świadomość, że butelka czy puszka Coli nie zawiera kwasu ortofosforowego w tak dużych ilościach. Ważniejszym problemem jest utrudnianie wchłaniania wapnia, magnezu, cynku czy żelaza. Jeśli pijemy colę nałogowo to może skutkować problemami z zębami czy kośćmi całego organizmu. Głównie od uzależnienia powinny bronić się kobiety, wszystkie te składniki potrzebne będą kiedy kobieta będzie w ciąży. 

Na stronie coca-coli również jest informacja odnośnie składu.  Producent mówi o kwasie ortofosforowym jako regulatorze kwasowości (co by się zgadzało) aczkolwiek pokazywanie, że fosfor (pamiętajmy, że w składzie mamy kwas - reakcje tlenku fosforu z wodą) potrzebny jest do wzrostu kości... pozostawię bez komentarza 

Benzoesan sodu, mój ulubiony łamacz języka. Tak wiem, jest wszędzie! Dlatego, że jest konserwantem, a skoro wszyscy lubią się konserwantów wystrzegać to czemu tak nałogową piją colę? A tak poważnie, to nie jest on może zbytnio zdrowy i osoby chore na astmę czy alergicy raczej powinni spożycie ograniczyć to jednak jest konserwantem.. żeby ta Cola przetrwała musi coś ją zabezpieczać. Sorki taki mamy klimat jak to mówią.. 

Środki słodzące... Tutaj ostatnio sporo się w świecie naukowym dzieje, bo jednak aspartam nie jest taki super jak każdy myślał.. Aczkolwiek na temat aspartamu (może) przygotuje wam oddzielną notkę. Dotrę tylko do dobrego artykułu. Aspartam jest słodzikiem i znajduje się w tych colach, które cukru mają nie mieć czyli np. light. Nie wiem jak to jest w przypadku coli zero, bo nie mam składu przed oczami, ale to już sami możecie porównać ;) 
Cukier natomiast w tej regularnej coli jest w dużej ilości. Nie ma co kłamać, on tam po prostu jest i tyle.. Źródła są różne i każde podaje inną liczbę w przeliczeniu na łyżeczki od herbaty. Postanowiłam nie podawać, żadnej bo samej trudno mi wybrać jedną liczbę.. która jest ta właściwa? Aczkolwiek jest go dużo i z tym nie ma się co spierać ;) 
źródło: http://bi.gazeta.pl/im/0/6567/z6567300Q.jpg


Na koniec zostaje nam dwutlenek węgla i kofeina. Z dwutlenkiem węgla też bywa różnie bo jedni chwalą a drudzy ganią (jak wszystko..) z jednej strony ma pobudzać trawienie więc jest super a z drugiej jest dwutlenkiem węgla więc samo przez się odpada.. 

Chciałabym się skupić bardziej na kofeinie. Przyznaję się bez bicia, że często na uczelni (były takie czasy) kupowałam colę żeby się obudzić, albo trochę podnieść ciśnienie (nie żeby zajęcia były nudne ;) ). Jako, że kawy pić nie mogę (organizm trzęsie się jak galareta) to dobrym zamiennikiem wydawała się cola. Jako, że obserwuje swój organizm trochę może za bardzo zauważyłam, że nawet jeśli nie potrzebowałam się obudzić to i tak cola lądowała w mojej torebce, ale nie uzależnieniu chce tu mówić, a właśnie o kofeinie. 

Wcale nie jest tak, że kofeina została stworzona pod osłoną nocy w piwnicy, która służyła za laboratorium. Kofeina występuje naturalnie w wielu roślinach, między innymi w krzewie herbacianym, nasionach kawy, w kakao, w zarodkach nasion koli (!) i w wielu innych. Czyli pijąc duże ilości herbaty można tak samo pobudzić się do działania jak i kawą czy colą właśnie czy innymi napojami (energetyki). 
Żeby było ciekawiej to właśnie liście herbaty mają więcej kofeiny niż ziarna kawy, ale po przygotowaniu herbaty liczba maleje. Zielona herbata zawiera do 2,1g kofeiny, czarna do 3,8g oczywiście wszystko na 100g. Z kawą jest na tyle problem, że zależy od rodzaju kawy jaką przyrządzamy.. ale 150ml kawy rozpuszczalnej (pełna łyżeczka do herbaty) ma 43mg kofeiny. Jednakże znalazłam informacje, że dochodzi nawet do 120mg. 
Cola zawiera około 30,7 mg kofeiny (puszka 330 ml). 

Kofeina wchłania się w 100% już w przewodzie pokarmowym i nie trzeba czekać długo bo jej największa aktywność (farmakologiczna) pojawia się w 6-8 minutach. 

Nadszedł czas na NAUKOWY BEŁKOT.. 

Krótko zwięźle i na temat. Kofeina jest antagonistą czyli blokuje/ jest przeciwnikiem w naszym przypadku receptorów adenozyny. Blokuje dwa receptory (A1 i A2). Kiedy receptory zostaną zablokowane to zwiększa się aktywność CUN (centralnego układu nerwowego), skutkując większą ilością cAMP w komórce. Kiedy zahamowany zostanie receptor A1 to zwiększy się wydzielanie acetylocholiny, noradrenaliny i dopaminy. A kofeina wpłynie na sen i pobudzenie organizmu, przyśpieszy akcję serca, rozszerzy naczynia krwionośne, zwiększy lipolizę w adipocytach. Robi się ciekawie.. jeśli zablokowany zostanie A2, który głównie znajduje się w mózgu, to zwiększy się aktywność dopaminy. Będzie w ten sposób stymulowała bodźce nerwowe. Jeśli zahamujemy A2 to spadnie stężenie cAMP i kofeina spowoduje skurcz mięśni naczyń krwionośnych. 

Dlaczego w takim razie piłam Colę zamiast kawy? A dlatego, że kofeina wpływa na nasz układ sercowo-naczyniowy poprzez modyfikacje rytmu serca. Może zostać uwolniona noradrenalina, która odpowiada za zwiększenie częstości akcji serca i kurczliwości, plus napięcie mięśnia sercowego. Czyli objętość minutowa zostaje zwiększona a wyrzutowa zmniejszona. 

Kofeina oddziałuje na cały nasz organizm, ale pozostawię to już na inną notkę, ponieważ ta byłaby ogromnie dłuuuga. 
Koniec Naukowego Bełkotu. 

Skoro skład mamy omówiony, to w takim razie co się dzieję z naszym organizmem w momencie kiedy zadamy sobie tą "przyjemność"? 

Zaczynamy! 
Do eksperymentu będzie nam potrzebna puszka napoju Coca cola. Musicie ją wypić. Kiedy skończycie zaczyna się odliczanie ;) 

Po 10 minutach 
(ze źródła, którego korzystałam mowa jest o 10 łyżeczkach cukru), ile by ich nie było uderzają w nasz organizm niczym metoryt. Ogólnie nasz organizm w takiej sytuacji powinien wszystko natychmiastowo zwrócić. Innymi słowy czas na wymioty! Ale nie.. i tutaj swoją rolę odgrywa kwas ortofosforowy reguluje co ma regulować i uspokaja nasz żołądek.. Aczkolwiek ponoć są przypadki ludzi, którzy słodzą herbatę 10 łyżeczkami cukru.. 

Po 20 minutach
Zaczyna się robić ciekawie, ponieważ taka ilość cukru nie wpływa zbyt pozytywnie na nasz organizm, dlatego pojawia się skok insulinowy (dlatego poleca się diabetykom w momencie, w którym spada im cukier, żeby napili się COLI). Wątroba reaguje w ten sposób, że cały cukier jaki tylko spotka zamienia w tłuszcz.. [Jednakże spotkałam się też ze stwierdzeniem, że to nie skok  insulinowy ale fruktozowy związany z tym jak wątroba radzi sobie z rozkładaniem fruktozy] 

Po 40 minutach 
Trochę oddechu i.. dochodzi do całkowitej absorpcji kofeiny. Nasze źrenice się rozszerzają, ciśnienie krwi wzrasta, ponieważ wątroba cukier przerzuciła też do krwiobiegu. Receptory adenozynowe, o których pisałam wcześniej zapobiegają zaśnięciu. 

Po 45 minutach 
Dzieje się coś zaskakującego, ponieważ nasz organizm wydziela dużą ilość dopaminy (o czym pisałam wyżej w naukowym bełkocie), a skoro dopamina to i czujemy się szczęśliwsi (w sumie nigdy nie zauważyłam, żebym po wypiciu coli czuła się szczęśliwa, pora to sprawdzić!). Co w tym ciekawego? A to, że w taki sam sposób działa heroina ;) 

Po 60 minutach
Kwas ortofosforowy wiąże wapń, magnez i cynk w dolnej części jelita, co stanowiłoby dodatkowy bodziec w metabolizmie. Wzmagane jest to przez wysokie dawki cukru i sztucznych słodzików, skutkując wydalaniem (większym) wapnia w moczu. 


Powyżej 60 minut
Tutaj chyba jest najgorzej, ponieważ kofeina ma działanie diuretyczne (czyli chce nam się po prostu sikać), cały wapń, magnes i cynk, który miał zmierzać do naszych kości jest obecnie wydalany z organizmu. Później jest tylko gorzej, ponieważ poziom cukru drastycznie spadnie i człowiek staje się rozdrażniony, zły. Wszystkie mikroelementy i wyżej wymienione składniki zostają wydalone do środowiska z organizmu.. a mogły posłużyć do wytworzenia silnych i zdrowych kości. 

Ciekawostki:

Pewne jest to, że kofeina będzie działa różnie na każdego. Silniej na osobę, która rzadko ma z nią do czynienia a słabiej na taką, która pije ją codziennie ;) 
Jeśli dobrze pamiętam, to na zajęciach z fizjologii roślin sprawdzaliśmy pH niektórych produktów i Cola wypadła dość ciekawie, ponieważ jej pH było w granicach 2-2,5 co mówi nam o tym, że jest to napój o pH kwaśnym. Dla porównania pH soku żołądkowego to około 1 (niektóre źródła podają 2.5). 


Nie nakłaniam was do zrezygnowania z Coca coli bo nie o to w tym poście chodziło. Kieruję go raczej do osób, które troszkę (bardzo) przesadzają z ilością napoju bogów w ciągu dnia/tygodnia. Na razie może żadnych zmian nie widać, ale później mogą pojawić się problemy. Łatwo jest się elementów z organizmu pozbyć, ale trudniej je uzupełnić ;) 




Taka mała refleksja. 
Trzymajcie się cieplutko! 









Źródło:
1. Bojarowicz.H, Przygoda.M, Kofeina. Cz. I. Powszechność stosowania kofeiny oraz jej działanie na organizm, Probl Hig Epidemiol, 93(1);8-13, 2012

2. http://www.buzzfeed.com/carolynkylstra/heres-whats-wrong-with-that-viral-coca-cola-graphic#.koXngleO8
3. http://www.odzywianie.info.pl/przydatne-informacje/artykuly/art,napoje-typu-cola-i-ich-wplyw-na-zdrowie.html
4. http://www.cocacola.com.pl/forma-na-przyszlosc/fakty-i-mity.html






niedziela, 26 lipca 2015

Post dla piwoszy ;)

Dzisiaj będziemy mówić o PIWIE. Piwosz, ze mnie słaby, ale to nie znaczy, że za pomocą dostępnej literatury nie mogę napisać wam kilka słów odnośnie produkcji piwa (czysta biotechnologia) jak również zadać zasadnicze pytanie.. czy ktoś z was kiedyś zastanawiał się nad piwem bezalkoholowym? Czy jest ono całkowicie pozbawione alkoholu?  Dojdziemy do tego mam nadzieję na koniec tego posta, a na razie zapraszam do czytania dalej. 

Piwa nie muszę chyba przedstawiać. Jakie jest każdy widzi ;) 

źródło: http://www.diety.pl/wp-content/uploads/2015/02/132293_beczka-piwo-kufle-chmiel.jpg


Ważniejsza rzecz, to odpowiednie surowce/składniki. Wypadałoby, żeby piwo zawierało słód - czyli przetworzoną pszenicę, albo jęczmień. Kolejna rzecz to chmiel, woda, wszelkiego rodzaju materiały pomocnicze, które będą wykorzystywane np. do filtracji piwa (ziemia okrzemkowa), stabilizatory, przeciwutleniacze, ale też drożdże browarnicze - wszelkiego rodzaju szczepy i na koniec gazy do natleniania brzeczki (ekstrakt/wyciąg).

Przepisu na produkcję piwa wam nie podam, bo nie o to tutaj chodzi. Chciałabym jednakże opisać wam w prosty sposób jak produkuje się piwo. 


Przede wszystkim, produkcja piwa to trzy główne etapy :
1. Wytwarzamy wcześniej wspomnianą brzeczkę 

2. fermentacja i utrwalenie piwa
3. rozlewanie i pakowanie

Wydaje się proste ;) 

W pierwszym etapie, żeby powstała brzeczka (czyli cały ten roztwór, ekstrakt z cukrami fermentującymi, białkami i tak dalej) potrzebny nam jest słód w wodzie, pod wpływem temperatury. Następnie brzeczka jest chmielona (gorycz, aromat). Pierwszy etap nazywany warzeniem piwa trwa kilka godzin. 

W drugim etapie podczas fermentacji brzeczka plus temperatura plus zaszczepione drożdże, alkohol, dwutlenek węgla i inne produkty razem będą skutkowały wyjątkowym smakiem piwa. Etap, w którym piwo dojrzewa wymaga niskiej temperatury i trwa kilkanaście dni (najdłuższy czas). Po co? Po to, żeby piwo nie zawierało niepożądanych smaków i zapachów ;) Klient nasz pan ;) 
Zanim przejdziemy do ostatniego etapu, po dojrzewaniu  musi zajść filtracja, przeważnie wykorzystuje się wcześniej już wspomnianą ziemię okrzemkową. Wszystko co pozostanie na filtrze jest już ostatnim odpadem organicznym. 

Ostatni etap to już pakowanie piwa. Oczywiście musi być odpowiednio pasteryzowane, rozlane do butelek puszek i tak dalej. 

Chciałabym jeszcze wrócić do fermentacji. Fermentacja ma za zadanie przekształcić węglowodany z brzeczki w alkohol (etanol) i w inne estry, aldehydy i substancje, które ostatecznie będą wpływały na smak czy zapach piwa oraz nie zapominajmy o dwutlenku węgla. Podczas fermentacji dochodzi do beztlenowego metabolizmu drożdży. Jak sama nazwa wskazuje beztlenowy - czyli bez użycia tlenu.
W czasie fermentacji powstaje do 4kg dwutlenku węgla (w przeliczeniu na 1hl wyprodukowanego piwa).  

Czasem piwo poddaje się leżakowaniu, aby je ustabilizować. Wymienia się piwo zielone, jest to młode piwo, w którym zostały oddzielone drożdże. Takie piwo musi leżakować w niskich temperaturach (nawet do -1 stopnia Celsjusza).  Po czasie leżakowania piwo przechodzi kilka zabiegów, między innymi usunięcia zmętnienia (usunięcie słabej jakości), stabilizacji koloidalnej (wydłuża okres przydatności do spożycia). 

Skoro wiemy już jak produkowane jest piwo, chciałabym również zwrócić waszą uwagę na temat drożdży piwowarskich, bo będą one nam potrzebne do rozwiązania trudnego pytania z początku posta. 

Przede wszystkim drożdże piwowarskie to organizmy wielokomórkowe, (grzyby) rodzaj Saccharomyces. Rodzaj tej robi wiele problemów, bo w latach 30 XIX wieku przeprowadzone badania zaliczyły drożdże do grzybów, a następnie podzielono Saccharomyces na trzy gatunki:  S.cerevisiae, S.pomorum i S.vini. Ogólnie Saccharomyces miało oznaczać grzyba wrastającego na cukrze, natomiast drugi człon miał określać miejsce, z którego pochodził. I tak kolejno, piwo, fermentujący sok i wino. Później dodano jeszcze S.pastorianus (drożdże piwne). Ciężko było naukowcom cokolwiek ustalić i Saccharomyces było po prostu za dużo! Dlatego Hansen (lata 80 XIX wieku) podzielił gatunki na cerevisiae (górnej fermentacji) i pastorianus (dolnej fermentacji). Do końca XIX wieku pojawiło się około 200 gatunków drożdży a prawie 96% uznajemy do dzisiaj. Górna fermentacja jest wtedy- kiedy podczas fermentacji drożdże zbierają się na powierzchni brzeczki, natomiast dolna fermentacja- drożdże osiadają na dnie. Piwa górnej fermentacji - "ale" a dolnej "lager". 

W browarnictwie stosuje się S.cerevisiae i S.carlsbergensis (mówi wam coś ta nazwa? :D ). Drożdże górnej fermentacji nie posiadają genu MEL, więc nie są zdolne do wytwarzania zewnątrzkomórkowej alfa-galaktozydazy i przyswajania dwucukru melibiozy (zbudowany z galaktozy i glukozy - słodki smak). 

Muszę przyznać, że nie miałam pojęcia, że wytwarzane jest również piwo bezglutenowe, dla osób, które glutenu nie tolerują w swoim organizmie. Mówię tutaj o osobach chorych na celiakie czyli chorobę przewlekłą zapalną jelita cienkiego. Osoby takie mają problem z wchłanianiem jelitowym z powodu uszkodzenia kosmków błony śluzowej.  Do glutenu zaliczamy białka jęczmienia, pszenicy, żyta i owsa (aczkolwiek z owsem do końca nie wiadomo - debata wśród naukowców ;) 
Jak zrobić piwo bez obecności glutenu? Choćby poprzez wykorzystanie gryki - nie posiada frakcji glutenowych. Gryka jest najczęściej wykorzystywana do produkcji żywności bezglutenowej, więc dlaczego nie wykorzystać jej w piwie? :) 
Wytworzono słód gryki. Jednakże wykorzystując jedynie słód gryki wytworzenie piwa typu lager byłoby prawdopodobnie nie możliwe (bez komercyjnych preparatów enzymatycznych). 

Gryka (ziarna)
źródło: http://www.swiatkwiatow.pl/userfiles//image/gryka_zwyczajna_uprawa2.jpg


Jeśli nie gryka to może szarłat (amarantus)? Prowadzono badania nad słodem z amarantusa.. Jednakże uzyskane piwo było mętne i miało żółty kolor a do tego zbyt gorzki smak (tak jakby normalne piwo nie było gorzkie:P). Takie same wyniki uzyskano z komosy ryżowej- jednakże tutaj smak był uznawany za akceptowalny. 
Szarłat
źródło: http://www.swiatkwiatow.pl/foto/szarlat-ogrodowy-amaranthus-caudatus_1161.jpg


Myślę, że już możemy powrócić do pytania z początku posta. Jak to jest z tym piwem bezalkoholowym? 

Jak dla mnie oczywiste jest, że powinno być to piwo bez alkoholu, ale czy jest możliwe żeby piwo nie posiadało w ogóle alkoholu skoro jest wytwarzane przy użyciu drożdży piwowarskich? Może ktoś z was wśród moich czytelników byłby mi zdolny to wytłumaczyć to zapraszam do dyskusji w komentarzach :) 

Jedyne co udało mi się znaleźć to to, że są specjalne maszyny, które zajmują się usuwaniem alkoholu z piwa. Choćby do zmniejszenia zawartości alkoholu poniżej 0,05%.  W niektórych maszynach działa to na zasadzie kierowania piwa w kolumnie, gdzie ścieka w przeciwprądzie do gazu odpędowego, który jest na spodzie kolumny. Substancje odpędzone z piwa to para wodna, alkohol, i inne substancje lotne. Następnie one się skraplają, a to co pozostanie będzie usuwane poprzez pompę próżniową. Jest wiele technik umożliwiających "pozbycie" się alkoholu z piwa. Mnie jednak nadal zastanawia czy jest usunięty do końca.. czy jest to w ogóle możliwe? Dlaczego tak naciskam? Dlatego, że wiem że niektóre kobiety w ciąży i kierowcy (na imprezach) piją takie piwo. Domyślam się, że tak mała ilość nie wpłynie (?) na umiejętność prowadzenia samochodu (o ile mówimy o jednym małym piwie). Natomiast w przypadku kobiet w ciąży.. Jaka ilość by to nie była to i tak jestem przeciwnikiem.. Droga kobieto, wytrzymasz bez alkoholu 9 miesięcy, a dzięki temu Twoje dziecko rozwinie się prawidłowo! :) 

Na zakończenie: 

Piłeś, nie jedź!
źródło: http://wiadomosci.ox.pl/files/tidings/duze/23119.jpeg



Trzymajcie się cieplutko! 
Wróciłam.


Źródło: 
1. Najlepsze dostępne techniki (BAT) wytyczne dla przemysłu piwowarskiego, Ministerstwo Środowiska, Warszawa, Kwiecień 2005r
2. Taksonomia drożdży piwowarskich w ujęciu historycznym, A.Poreda, M.Makarewicz, P.Antkiewicz, 2/2007, Kraków
3. Wykorzystanie pseudo-zbóż do wytwarzania piwa bezglutenowego, T.Podeszwa, Nauki inżynierskie i technologiczne 3(10), 2013, Wrocław 
4. Piwo bezalkoholowe i niskoalkoholowe-jedna instalacja a wiele możliwości, Przemysł Fermentacyjny i Owocowo-warzywny, 09/2014 

czwartek, 28 maja 2015

:(

Niestety moi drodzy, nie daję rady. Uczelnia pochłania mnie do końca. Mam głęboką nadzieję, że podczas wakacji będę miała więcej czasu  na pisanie notek. Mam ogrom ciekawych artykułów, które zachowałam na "lepsze" czasy. Oby niedługo nadeszły.


Zawieszam bloga do odwołania...

Trzymajcie się cieplutko! 

czwartek, 19 marca 2015

TSH, T3, T4

Zawsze wam mówię, że mam ciągle coś na głowie, prawda? Niestety musicie mi uwierzyć, to nie jest tak, że zapominam o blogu, po prostu wolnego czasu mam ostatni bardzo mało, a jeśli go już mam to staram się nadrobić wszystko co zostało z poprzednich dni/tygodni.

Przez jakiś czas zastanawiałam się czy nie zaprzestać pisania bloga i może wrócić do niego w momencie kiedy będę miała na niego więcej czasu.. Tylko, że ciągle wierzę, że jakoś zawsze przynajmniej raz w miesiącu znajdę czas na jedną notkę. W ten sposób pozostawię go przy życiu. A co będzie później? Zobaczymy..

Ostatnimi czasy zrobiłam kilka badań i niestety wyniki nie są zbyt dobre, szczególnie jeśli chodzi o tarczycę, a skoro na początku mówiłam/pisałam, że blog ten ma być też dla poszerzania mojej wiedzy, więc pora zainteresować się tematem dotyczącym hormonów tarczycy :)


Przede wszystkim TARCZYCA jest gruczołem o masie około 40g, w którego skład wchodzą dwa płaty połączone węziną. Zlokalizowany na wysokości szyi na przedniej powierzchni tchawicy. Jeśli ktoś z was jest zainteresowany dokładną budową "anatomiczną" to zapraszam tutaj .

źródło: http://www.kuklowka.info.pl/images/stories/kuklowka/razem-po-zdrowie/tarczyca.jpg


Pora na  syntezę i wydzielanie hormonów tarczycy. Tekst może być troszkę przerażający w ilości informacji, ale wstawię również zdjęcia, które powinny wszystko wam objaśnić. Później powinno być już tylko lepiej :)


SYNTEZA 

Zaczynamy od tego, że potrzebny jest nam symporter sodowo-jodkowy (NIS), który jest glikoproteiną błonową i znajduje się w części podstawnej błony komórkowej. Jego funkcją jest transportowanie do wnętrza komórki anionu jodkowego razem z dwoma kationami sodowymi. Potrzebna jest również ATP-aza sodowo-potasowa, która przywraca równowagę elektrolitową komórki, poprzez wyrzucanie z niej nadmiaru jonów sodu, a wprowadza w ich miejsce jonów potasowych.  Aniony jodkowe dyfundują przez cytoplazmę w kierunku światła (odważne, skubane) pęcherzyka i następnie przez szczytową błonę komórkową. Żeby przejść przez tą błonę komórkową potrzebują białka - pendryny. Na powierzchni błony są utleniane przez tyreoperoksydazę (TPO) i wbudowywane do reszt tyrozylowych tyreoglobuliny. Ujodowane tyrozyny są sprzęgane w jodotyroniny przy pomocy TPO.

źródło: Genetyka molekularna w chorobach wewnętrznych (A. Ciechanowicz, F. Kokot), PZWL, Warszawa, 2009, s. 134-139 [ Tyreologia molekularna - B. Jarząb, K. Łącka]. 


WYDZIELANIE
 Hormony tarczycy potrzebują endocytozy koloidu i jego trawienia co uwalnia T4 i w mniejszym stopniu T3. Co ważne? Ekspresja zarówno NIS jak i TPO jest regulowana przez TSH. TSH składa się z dwóch podjednostek, z czego jedna może sobie iść na spacer (oddzielić się) do osocza jako forma rozpuszczalna.

źródło: Genetyka molekularna w chorobach wewnętrznych (A. Ciechanowicz, F. Kokot), PZWL, Warszawa, 2009, s. 134-139 [ Tyreologia molekularna - B. Jarząb, K. Łącka]. 

Skoro już przebrnęliśmy przez ten fragment skupmy się dosłownie na chwilę na receptorach hormonów tarczycy.

Musimy wiedzieć, że hormony tarczycy oddziałują ze swoimi komórkami docelowymi poprzez receptory jądrowe (TR). Mechanizm ich działania polega na wiązaniu kompleksu hormon-receptor ze swoistymi sekwencjami genów docelowych. Wyróżnia się dwa główne typy receptorów hormonów: TRalfa i TRbeta. Ich geny zlokalizowane są odpowiednio na chromosomie 17 i 3. Poprzez splicing alternatywny (czyli proces nazwijmy to składania klocków mający wiele wariantów), powstają różne warianty: dla T3 to będą TRalfa1, TRbeta1, TRbeta2. Receptory TRalfa przeważają w sercu. W wątrobie, przysadce i układzie nerwowym znajdziemy TRbeta.

Wrodzona niedoczynność tarczycy: 
Jest to najczęstsza choroba gruczołów dokrewnych o podłożu genetycznym/dziedzicznym. Wymienia się pierwotną i wtórna. Częstość występowania pierwotnej to 1:4000, natomiast wtórnej to 1:66 000. 10% stanowią zaburzenia biosyntezy hormonów tarczycy (niedoczynność tarczycy), a 90% to zaburzenia rozwojowe gruczołu tarczycowego, a 2% z nich jest uwarunkowana dziedzicznie.  Wtórna niedoczynność tarczycy to ok 0,0015% wszystkich przyczyn wrodzonych.

W dzisiejszej notce chciałabym jeszcze napisać wam kilka słów odnośnie zaburzenia biosyntezy tarczycy we wrodzonej niedoczynności tarczycy.

Defekty w zaburzeniu biosyntezy to: 
- defekt transportu jodu
- defekt organifikacji jodu
-defekt tyreoglobuliny
-defekt łączenia jodotyrozyn
-defekt sekrecji jodoprotein
-defekt odjodowania jodotyrozyny (defekt dehalogenazy).

Teraz skupmy się na zaburzeniach poszczególnych "stacji" podczas syntezy.
Jeśli dojdzie do defektu symportera to?

Defekt symportera występuję dość rzadko. Jego upośledzenie powoduje upośledzenie transportu jodu do komórki pęcherzykowej tarczycy, ślinianek, błony śluzowej żołądka. Jodochwytność tarczycy jest bardzo mała, albo nawet jej nie ma.

Występuje również zespół Pendreda, który został opisany w 1896 roku. Objawem jest wrodzony wol, hipotyreoza [niedoczynność gruczołu tarczycowego skutkująca wzrostem poziomu cholesterolu] niewielkiego stopnia lub eutyreozą [prawidłowe stężenie hormonów] oraz głuchotą czuciowo-ruchową. Choroba występuje rzadko bo jest to około 2-3% przypadków pierwotnej wrodzonej niedoczynności tarczycy.  Wszelkie zaburzenia związane są z mutacjami w obrębie genu PDS.



Na zakończenie chciałabym jeszcze wspomnieć o syntezie i uwalnianiu jodotyronin poprzez układ podwzgórzowo-przysadkowy. Tyreoliberyna pobudza wydzielanie tyreotropiny (TSH) przez komórki tyreotropowe. TSH pobudza syntezę tyreoglobulin, wpływa na pompowanie jonów jodu i wydzielanie jodotyronin. Również wyróżnia się ujemne sprzężenie zwrotne czyli jodotyroniny hamują wydzielanie TSH.
źródło: http://www.wydawnictwopzwl.pl/download/fragmenty_tekstu/101780600.pdf



Myślę, że na dziś tyle informacji wam wystarczy. Nie chciałam całego posta poświęcać mutacjom genów, ponieważ byłoby tego zbyt dużo. Starałam się napisać najważniejsze informacje dotyczące syntezy i hormonów. W następnej notce temat zostanie pociągnięty, między innymi napiszę o zespołach oporności na hormony tarczycy, czy o mechanizmach molekularnych rozwoju raka tarczycy.


Trzymajcie się cieplutko!



Źródło: 
1. http://www.wydawnictwopzwl.pl/download/fragmenty_tekstu/101780600.pdf
2. Genetyka molekularna w chorobach wewnętrznych (A. Ciechanowicz, F. Kokot), PZWL, Warszawa, 2009, s. 134-139 [ Tyreologia molekularna - B. Jarząb, K. Łącka]. 

3. http://portalwiedzy.onet.pl/120196,,,,hipotyreoza,haslo.html


środa, 18 lutego 2015

Pinokio w Biologii :)

Witajcie moi drodzy. Dzisiaj dość szybka notka. 

Zwiedzając internety natknęłam się na przepiękną jaszczurkę. Oczywiście przeważnie w takich momentach dodaje wszelkie strony do "zakładek" i wierzę, że kiedyś będzie taki czas, że o tym poczytam. Jednakże pomyślałam, że moglibyście skorzystać na moim znalezisku i szerzenie wiedzy wygrało. Niestety informacji nie mam za dużo, co potrafię bardzo dobrze wyjaśnić :)
Starczy zbędnego gadania. Przejdźmy do rzeczy..

Moją uwagę przykuła:

Anolis proboscis lub inaczej nazywana jaszczurka pinokio. Dlaczego pinokio?

Dlatego:
źródło: http://xl.cdn02.imgwykop.pl/c3397993/link_LkTpnEkmOr7smpqHWf8TePJKFhMQnrhk,w300h223.jpg




Piękna prawda? 

Jest to gatunek jaszczurki z rodziny długonogwanowatych. Jej charakterystyczną cechą jest wyrostek na pysku. Dlatego nazywana jest pinokiem. Ale po co ten "nosek"? Po to żeby zachwycić osobnika płci przeciwnej. 

Miejsce występowania to średniej wysokości zachodnie stoki Andów w Ekwadorze (nie niżej niż 1200 i nie wyżej niż 1650m n.p.m). Żyją zarówno w górskich lasach jak i w okolicach pastewnych. 

Jaszczurka została odkryta w 1953 roku w Ekwadorze. Uważano jednak, że później wyginęła ponieważ nie była widziana po 1960 roku. Kolejny raz została "odkryta" w 2005 roku, następnie był widziany tylko trzy razy. W 2013 roku odkryto kolonie lęgowe w odległych regionach Ekwadoru. 

Uważa się go za gatunek zagrożony, ponieważ jego obszar występowania nie jest większy niż 200km kwadratowych a obszar przez niego wykorzystywany to 33km kwadratowe. Stwierdza się 5 miejsc, w których występują. Jednakże ciągle występuje spadek jego ilości siedlisk ze względu na wyrąb lasu czy wypas zwierząt czy inne prace człowieka, które wpływają na jego populację. 


źródło: http://iucnredlist-photos.s3.amazonaws.com/medium/866911203.jpg?AWSAccessKeyId=AKIAJIJQNN2N2SMHLZJA&Expires=1455748122&Signature=1RA%2FZQmJdIGZAELuhyhsBSMPgm0%3D



Tak jak wspominałam mało informacji o tym cudownym zwierzątku wiemy, dlatego tylko tyle udało mi się dla was zdobyć. 
Na zakończenie krótki filmik, obrazujący, że tak ona istnieje naprawdę! :D 

Trzymajcie się cieplutko! 


źródła:
1.http://www.iucnredlist.org/details/summary/178727/0
2. http://pl.wikipedia.org/wiki/Anolis_proboscis
3. http://en.wikipedia.org/wiki/Anolis_proboscis
4. https://strimoid.pl/c/oHfdB5/jaszczurka-pinokio-z-nietypowym-nosem [film]


czwartek, 12 lutego 2015

Piękności

Notka miała być w środę, ale pochłonęło mnie robienie faworków :D Musicie mi to wybaczyć, tłusty czwartek bez faworków to smutny tłusty czwartek. 

Dzisiaj chciałabym pokazać wam kilka zdjęć (plus małe informacje) na temat zwierząt, które troszkę wyglądają jak przy użyciu photoshop'a Musicie mi uwierzyć na słowo. O zwierzętach dowiedziałam się dzięki jednej biolożce, która temat ten wykorzystała na angielskim. Także dziękuję jeszcze raz za natchnienie i lecimy dalej:) 

                              
Zaczniemy od tej piękności, której imię brzmi: Red-lipped Batfish.  Gdyby chciał nazwę dosłownie przetłumaczyć na język polski to otrzymalibyśmy nietoperzorybę czerwono ustą. Aczkolwiek myślę, że polscy biolodzy wymyśliliby coś fajnego (o ile już nie jest wymyślone, choć muszę przyznać że polskiej nazwy nie znalazłam). Usta ewidentnie modne, kolor czerwony na ustach chyba nigdy z mody nie wyjdzie. Pozwólcie, że będę ją nazywać piękność. Otóż nasza piękność zamieszkuje wyspy Galapagos. Niestety pływakami to one nie są zbyt dobrymi. Preferują spacery po dnie oceanu. Charakterystyczną cechą jest struktura na głowie, której zadaniem jest zachęcanie/przyciąganie zdobyczy.  


Wszyscy, którzy znają mnie prywatnie wiedzą, że od jakiegoś czasu razem z ulubioną biolożką mamy fazę na pandy. Po prostu pandy są takie słodziaszne i w sumie fajnie byłoby taką pandę przytulić, albo chociaż pogłaskać. Tyle pluszu to chyba dawno świat nie widział. Dlatego jak zobaczyłam tą mrówkę, która przypomina pandę koniecznie chciałam wam ją pokazać. Po długim wstępie mogę napisać, że jej nazwa to: The Panda Ant, czyli po prostu mrówka Panda. Mrówka ta znaleziona pierwszy raz w Chile i znane są tam ze swoich okropnie bolących żądeł. Znaczy żebyśmy się dobrze zrozumieli to żądło nie boli mrówkę, tylko innego osobnika, którego dotknie ;) Jeśli kogoś zainteresowały pando mrówki to zapraszam do pogłębienia tematu tutaj


 Kolejną pięknością będzie Glaucus atlanticus, który doczekał się swojej polskiej nazwy. A brzmi ona "niebieski smok".  Niebieski smok, który jest jadowity, a do tego jest to gatunek morskiego ślimaka tyłoskrzelnego, który mieszka w wodach umiarkowanych i tropikalnych. Poza tym, że jest piękny i chciałoby się go przytulić <3 to jego charakterystyczną cechą jest pływanie głową w dół. Do tego używa gazów , które ma w swoim żołądku. Cóż.. żyć nie umierać:) 


                                                    
Kolejna piękność to Saiga Antelope, w języku polskim nazywana Suhak. Występuje na stepach Azji Środkowej na terenie Rosji, Mongolii i Chin. W Mongolii natomiast uznawany jest za endemita [unikatowy dla tego regionu]. Zastanawiacie się pewnie po co mu taki śmieszny nosek? Natura raczej nie tworzy czegoś bez powodu. Tak samo jest w tym przypadku, ponieważ to zgrubienie między nosem a czołem, które nadaje łukowaty kształt całej głowie służy do oczyszczania wdychanego powietrza z pyłu i piasku. 


                                                               
Dwaj panowie/panie a może parka ewidentnie dobrze się bawią w swoim towarzystwie. Nazywane są Shoebill a w języku polskim to Trzewikodziób. Nie wiem gdzie ktoś widział trzewik.. ale nie mnie to oceniać. Trzewikodziób zamieszkuje Sudan, Ugandę, dorzecze Kongo i brzegi jeziora Czad. Na początku badacze mieli problem z przydzieleniem go do konkretnej grupy, sugerowano bocianowate później pelikanowate albo czaplowate. Dzięki temu, że nauka idzie do przodu to badania DNA umożliwiły przydzielenie Trzewikodzioba do grupy pelikanowych (Pelecaniformes).  Najbardziej w oczy rzuca się dziób, który jest gruby, szeroki, ale krótki. Przeważnie spuszczony ku dołowi, a nawet oparty na szyi. Poruszany silnymi mięśniami co umożliwia mu łapanie śliskich ryb dwudysznych. Oczyska przesunięte ku przodowi, co pomaga mu w widzeniu  trójwymiarowym. 



                                             
I ostatnia piękność. Myślę, że podejrzewacie mnie o szerzenie photoshop'a ale nie moi drodzy takie zwierzę istnieje naprawdę. Nazwa Okapi coś wam mówi? No właśnie, każdy słyszał, milion razy w grze w inteligenta wykorzystywał, ale mało kto wiedział jak wygląda. Także już wiecie jak. Zamieszkuje centralną Afrykę. Należy do rodziny żyrafowatych. Co dziwne, bo myślałam, że bardziej będzie spokrewniony z zebrą, a tu taki psikus. Od 1932 roku jest pod ochroną. Do 1901 roku był znany tylko lokalnej ludności Demokratycznej Republiki Konga. Znalazłam jeszcze ciekawą informację, że jako jedne z niewielu ssaków potrafią lizać sobie uszy. To dopiero długaśne jęzory. 


Na dzisiaj to wszystko. Jeszcze kiedyś wrzucę wam inne przykłady zwierząt, które są wyjątkowe. 
Trzymajcie się cieplutko! 



Źródła: 
1. http://www.boredpanda.com/unusual-animals/
2.  http://en.wikipedia.org/wiki/Red-lipped_batfish
3, http://pl.wikipedia.org/wiki/Niebieski_smok
4.http://en.wikipedia.org/wiki/Saiga_antelope
5,http://pl.wikipedia.org/wiki/Trzewikodzi%C3%B3b
6. http://pl.wikipedia.org/wiki/Okapi
7. Wszystkie fotografie pochodzą z linku z punktu 1. 








niedziela, 8 lutego 2015

Placebo

Żyję! Naprawdę żyję! Wszystko pięknie zaliczone, pora na odpoczynek. Skoro pora na odpoczynek to też pora na bloga, a nawet powinnam powiedzieć/napisać blogi. Moi drodzy dziś rozpoczynam serię, o której wspominałam wam wcześniej. Co kilka notek będę oddawać "pióro" innej osobie, żebyście mogli poznać trochę ich zdanie, a także ich pasję. 


Dzisiejsza notka jest w pełni napisana przez moją ulubioną psycholożkę! Poprosiłam ją o napisane kilku słów na temat PLACEBO.  Dziewczyna wzięła sobie do serca kilka słów bo oddała mi prawie dwie strony :) Ale to świetnie! 
Mam nadzieję, że spodoba wam się nowa seria i trochę inny styl pisania :) A teraz, żeby już nie przedłużać zapraszam do lektury... 

źródło: http://nowyolimp.net/image.php?id=36
„Wstrzyknęła żołnierzowi roztwór soli fizjologicznej, tak jakby podawała mu morfinę. Pacjent od razu się uspokoił. Zareagował tak, jakby otrzymał prawdziwy lek, podczas gdy podano mu odrobinę słonej wody”.


Zapewne wiele osób słyszało o placebo, głównie w kontekście badań nad działaniem nowych leków, zabiegów medycznych czy terapiach niekonwencjonalnych. Czym ono dokładnie jest? To substancja lub działanie (np. zabieg chirurgiczny) obojętne dla stanu zdrowia pacjenta. Dana osoba nie wie, że zastosowano u niej coś, co nie jest prawdziwym leczeniem, bo wszystko, oprócz leczniczych właściwości, jest takie samo jak dla rzeczywistej terapii.
źródło: http://dolinabiotechnologiczna.pl/wp-content/uploads/2011/03/Efekt-placebo-niweczy-wieloletnie-prace-nad-nowymi-lekami.jpg


Skoro placebo nie jest prawdziwym lekiem, to nie powinno poprawiać stanu zdrowia pacjenta; nie jest też dla niego szkodliwe… po co je więc stosować?

Należy przede wszystkim zadać sobie pytanie, czy placebo naprawdę nie ma żadnych pozytywnych skutków? Często stosowanie prawdziwego leku może być szkodliwe dla pacjenta. Takie oszukanie go, że przyjął ten lek, (podczas gdy w rzeczywistości otrzymał placebo), może znacznie poprawić jego kondycje psychiczną. Zdarza się, że pacjent, który przyjął placebo zamiast prawdziwego leku naprawdę zdrowieje. Okazuje się, bowiem, że już nawet sama wizyta lekarza czy drobna porada może znacznie poprawić stan chorego. Dlatego też, gdy wierzy on, że przyjął silną dawkę leku, zauważa u siebie poprawę („przecież tak musi być!”), chociaż ona w rzeczywistości nie nastąpiła. To właśnie nazywa się efektem placebo.


Skąd w ogóle pomysł zamiany prawdziwych substancji na placebo? Przenieśmy się na chwilę w czasy II wojny światowej. Wielu, bardzo wielu rannych żołnierzy trafiało wtedy na stół operacyjny. Do znieczulenia używano morfiny. Ale, jak wiadomo, czasy były ciężkie, brakowało wszystkiego, więc skończyła się też i morfina. Amerykański chirurg Henry Beecher przystępował do operacji ciężko rannego żołnierza, ale brak środków przeciwbólowych mógłby doprowadzić do wstrząsu kardiogennego pacjenta. Wówczas jedna z pielęgniarek wstrzyknęła żołnierzowi roztwór soli fizjologicznej, informując go, że jest to morfina. Efekt? Żołnierz uspokoił się zupełnie tak, jakby otrzymał prawdziwy lek. W czasie operacji odczuwał pewien ból, ale nie doznał wstrząsu. Psychika ludzka chyba nigdy nie przestanie nas zdumiewać…
źródło: https://wmojejopinii.files.wordpress.com/2012/08/placebo.jpg


Obecnie placebo jest wykorzystywane do testowania leków i różnych terapii w badaniach klinicznych. Pacjentów dzieli się na dwie grupy – jedni otrzymują prawdziwy lek, drudzy identycznie wyglądające placebo, ale obie grupy myślą, że otrzymują ten sam, testowany lek. Uważa się go za skuteczny, jeśli w grupie leczonej lekiem testowanym odsetek osób wyleczonych lub z poprawą będzie większy niż w grupie leczonej placebo. Dodatkowo porównuje się częstość występowania działań niepożądanych w obu grupach. Te, które występują częściej w grupie leczonej lekiem testowanym, można przypisać działaniu testowanego leku.

Działanie niepożądane… czy mówiąc o efekcie placebo, mamy na myśl tylko skutki pozytywne? Otóż nie! Osoby poddane działaniu placebo mogą odczuwać też skutki uboczne. Wszystko zależy od tego, jaka informacja – pozytywna czy negatywna – zostanie im przedstawiona. Naukowcy często mówią wówczas o efekcie nocebo.

Skoro placebo tak silnie oddziałuje na ludzką psychikę, to nie możemy zapomnieć o jego wykorzystaniu w badaniach prowadzonych na gruncie psychologii. Kluczowe znaczenie dla kształtowania się efektu placebo czy nocebo mają postrzeganie, przekonania i oczekiwania danej osoby. Przytoczę tu jedno z badań, które pokazuje, jak wielkie znaczenie ma właśnie informacja. 

Dwaj psychologowie, Schachter i Singer, podawali jednej z grup osób badanych roztwór adrenaliny, drugiej zaś – sól fizjologiczną (bez informowania o tym, co jest podawane badanym). Każdą z tych grup podzielili jeszcze na dwie: część badanych poinformowano, że będą odczuwać objawy takie, jak uczucie pobudzenia, przyśpieszenie akcji serca, pocenie dłoni itp., pozostałym nie udzielono żadnej informacji. Spośród tych czterech grup najbardziej nasilone objawy działania adrenaliny wystąpiły u osób, które otrzymały tę substancję i były uprzedzone o charakterze objawów, które powinny wystąpić. Jednak nieznacznie tylko mniejsze nasilenie objawów pojawiło się u tych osób, którym wstrzyknięto sól fizjologiczną i uprzedzono o mających wystąpić objawach pobudzenia! Znacznie mniej nasilone objawy wystąpiły u tych, którzy otrzymali adrenalinę, ale nie otrzymali żadnej dodatkowej informacji i, jak można się było spodziewać, najmniej objawów zgłaszali ci, którzy otrzymali placebo i nie mieli żadnych informacji kształtujących ich oczekiwania.
źródło: http://m.natemat.pl/3a4ec16c699df8bba6e8d383f29b6010,641,0,0,0.png
Dane na fotografii nie są odzwierciedleniem opisanego wyżej badania.


Czy o placebo możemy mówić tylko na gruncie psychologii i medycyny? Nie, z efektem placebo stykamy się niejednokrotnie w życiu codziennym. Boli nas na przykład głowa, a ktoś ze znajomych podaje nam środek, którego jeszcze nie znamy. Zapewnia, że ból ustąpi po kilku minutach i rzeczywiście tak się dzieje. Zamiast tabletki przeciwbólowej równie dobrze mógłby nam zaproponować witaminę C. Sugestywna zachęta połączona z zaufaniem może, chociażby też na krótko, złagodzić ból.


Wniosek z tego taki: bądźmy pozytywnie nastawieni! J

Mam nadzieję, że wam się podobało! 
Trzymajcie się cieplutko! 
Następna notka już w środę! :)

źródła:
1. Wykłady przedmiotu "Psychologia społeczna"

2.  http://wyborcza.pl/TylkoZdrowie/1,137474,17282224,Skad_sie_wzielo_placebo.html